W niniejszym wpisie chciałabym poruszyć praktyczną stronę zachowania balansu w jedzeniu.
We wcześniejszym artykule zatytułowanym „Jem wszystko i dobrze mi z tym, bo zachowuję balans” próbowałam wyjaśnić, co wg mnie to znaczy. Dzisiaj chcę opisać dokładnie co, kiedy i jak jeść, by ten balans utrzymać i jak to ogólnie wygląda w moim przypadku.
Niejednokrotnie wspominałam, że nigdy nie byłam na żadnej konkretnej diecie. Czułam, że to nie jest coś dla mnie. Nie chciałam, by moje gubienie wagi opierało się na ściśle określonym sposobie żywienia. Kiedy zaczynałam swoją przemianę wiedziałam, że podstawą będzie zmiana moich nawyków. Unikałam zmuszania się do jedzenia czegoś, co niby było zdrowe, ale zwyczajnie mi nie smakowało. W moim przypadku sprawdziła się metoda małych kroków, bez jakiś drastycznych zmian. Pozwoliłam mojemu ciału na stopniowe przyzwyczajanie się do nowego sposobu jedzenia, a w sumie tego samego tylko lekko zmodyfikowanego:-) W tym miejscu dodam i pewnie się powtórzę, ale to było coś, czego chciałam dla siebie, bez żadnego zmuszania się do czegokolwiek.
Zaczęłam dużo czytać na temat zdrowego odżywiania, ale nie były to artykuły typu „zrzuć 5 kg w tydzień”, tylko bardziej fachowa literatura. Chciałam się nauczyć tego wszystkiego, co pomoże mi w zmianie i sprawi, że będę odżywiać się z korzyścią dla mojego organizmu.
Na początku zwracałam uwagę na to w jaki sposób jem konkretne posiłki. Na przykład wcześniej naszą typową sałatkę jarzynową jadłam z dodatkiem kawałka chleba posmarowanego masłem i do tego plasterek szynki. Ktoś by pomyślał „ale co w tym złego”. Niby nic, ale jak na taki posiłek to kalorii było całkiem sporo, więc żeby nie rezygnować z mojej ulubionej sałatki, zwyczajnie przestałam ją jeść z chlebem, bo on tam wcale nie był potrzebny. Tak samo z bigosem, dzisiaj jem go bez dodatku pieczywa i też smakuje. Przyznam, że największym wyzwaniem były słodycze, coś co chyba większość z nas uwielbia i ciężko nam zachować umiar, kiedy je zajadamy. Nie, nie zrezygnowałam z nich, jem je nadal, ale świadomie, czyli wiem, na ile mogę sobie pozwolić. Mam ochotę na czekoladę i to mleczną, a nie gorzką, to ją zjem. Niekoniecznie całą tabliczkę, ale parę kostek zaliczę. Do aktywności fizycznej jestem przyzwyczajona, obojętnie czy to jakiś konkretny trening czy zwykły spacer, więc ze spalaniem kalorii problemu nie ma. Brak jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Jem tę czekoladę z ochotą, a nie na poprawę humoru czy że jestem zestresowana. Jak mam akurat jakieś ciasto w domu, to też zjem kawałek, ale wtedy stanowi on np jeden z posiłków. Obecnie nie mam tej potrzeby, że tak powiem, dosładzania sobie życia codziennie. Duża w tym zasługa mojej pracy nad własnymi emocjami, poczuciem własnej wartości, kompleksami, czyli nie tylko ważne ciało ale i to co siedzi w głowie. Ważną rzeczą, moim zdaniem, jest zrozumienie, że wszystko można jeść. Nie wmawiać sobie, że czegoś nie mogę jeść ( chyba że ze względu na jakieś schorzenie trzeba unikać pewnych produktów ), za to zadać sobie pytanie, czy ja muszę to jeść. Okaże się, że nie musimy, ale jemy bo zwyczajnie chcemy. To jest tylko i wyłącznie nasza wola, że sięgamy po konkretne rzeczy i zjadamy często zbyt duże ilości. Później przychodzi szok, bo waga znów wzrosła ( jakim w ogóle prawem ). Zaczynamy obwiniać siebie o brak silnej woli, że znowu się poddaliśmy, że ja to w ogóle nigdy nie schudnę. A tak naprawdę przyjąć na klatę, że się za dużo podjadało i dlatego taki efekt. To, że się miało na coś ochotę, nie oznacza, że jesteśmy słabi czy gorsi, bo czemuś ulegliśmy. Zjadłam no i ok. Teraz jem tak jak wg mnie powinnam/powinienem i tyle.
W jedzeniu naprawdę można znaleźć balans, jeśli się tylko chce. Poniżej podaję moje inne na to sposoby ( przykłady z głowy, bez żadnego konkretnego układania ):
- mleko do kawy pełnotłuste/serek wiejski lekki
- kotlet schabowy na obiad/chuda wędlina i lekki serek śmietankowy zamiast masła do kanapki
- śniadanie na słodko/lekka sałatka na drugie śniadanie
- jajecznica na boczku lub maśle jedzona bez dodatku chleba, za to z porcją warzyw
- pizza na obiad/lekka sałatka na kolację
- wczoraj dużo różnego jedzenia/dzisiaj tez fajnie, bo dużo warzyw, owoców, czyli tak lekko
Chciałam też dodać, że nie wiem czemu, ale wiele osób, kiedy próbuje się odchudzać, zaczyna demonizować kanapki, tak jakby nagle było to coś strasznie niewłaściwego do jedzenia, no bo jak to, na diecie absolutnie niedopuszczalne. A według mnie właściwe skomponowana kanapka to całkiem fajny, pełnowartościowy posiłek ( nie mówimy o kanapce z toną masła ).
Wbrew pozorom zachowanie balansu w jedzeniu nie jest tak trudne, jak się wydaje. Nie trzeba rezygnować z ulubionych smakołyków. Ważne by nauczyć się co, kiedy i jak jeść, tym bardziej że mamy w czym wybierać, jeśli chodzi o żywność. Naprawdę można dbać o siebie, o swoje zdrowie bez spiny i nie wiadomo jakich wyrzeczeń. Od nas tylko zależy jak do tego podejdziemy. U mnie taki balans sprawdza się w 100% :-).
Źródło fotografii: Lisa Fotios z Pexels